![]() |
źródło: sportsintimate.com |
Gdybym był Fanem Atletico Madryt, datę 05.01.2015 r. podkreśliłbym na
czerwono w kalendarzu i otworzył dobre hiszpańskie wino. Do klubu powrócił
największy talent ostatnich kilku dekad. Odchodził jako dziecko, powrócił jako
mężczyzna z bogatym bagażem piłkarskiego doświadczenia. Niespełna 31 letni
piłkarz-ikona, nadal ma dużo do zaoferowania klubowi swojego życia i na pewno
nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a Atletico to idealne miejsce do
odbudowania swojego mocno nadszarpniętego piłkarskiego wizerunku.
Dla mnie Fernando Torres jest symbolem siły hiszpańskiej piłki w
Europie i na świecie- głównie w wydaniu reprezentacyjnym. W drużynie narodowej
debiutował w 2003 r. w meczu przeciwko Portugalii. Był kluczowym zawodnikiem na
mistrzostwach Europy w 2008 r. (decydująca bramka w finale z Niemcami) i 2012
r. ( strzelec czwartej bramki Włochom), świętował również mistrzostwo świata w
2010 roku. Poprowadził Hiszpanię do największych sukcesów na arenie
międzynarodowej. Uważam El Nino za jednego z głównych inżynierów, który
przeobraził Hiszpanów z reprezentacji wiecznie niespełnionej, z mnóstwem
utalentowanych piłkarzy, ale bez sukcesów, w absolutnego hegemona pośród
piłkarskich reprezentacji. Drużynę spełnioną i nasyconą, co pewnie było
największą przeszkodą w obronie tytułu w Brazylii.
Torres reprezentacyjny, to człowiek obwieszony medalami,
pucharami-krótko mówiąc gigant . Jednak Torres
klubowy, to jakby zupełnie inny piłkarz. Podczas swojego pierwszego
epizodu w Atleticu, nie osiągnął żadnych sukcesów klubowych, trudno za taki
uznać zwycięstwo w Segunda Division i awans do Primiera. Brak sukcesów można
łatwo wytłumaczyć: Atletico było
zupełnie inną drużyną, niż aktualnie, dopiero co powrócili do hiszpańskiej
elity i oczywistym było, że potrzebowali czasu do zbudowania potężnej drużyny,
która po latach rozbije duopol Barcelony I Realu, ale bez wychowanka.
Do Liverpoolu przechodził w 2007 roku jako crack, jedna z największych
gwiazd hiszpańskiej ligi, został najdroższym nabytkiem klubu z Anfield – 26, 5
mln funtów. Liverpool wraz z Torresem miał w końcu wygrać po latach zmagania w
lidze. Okres w Liverpoolu pod względem indywidualnym był bardzo udany 65 goli w
102 meczach ligowych, jednak nie przełożyło się to na sukcesy drużyny, a na
nieszczęście hiszpańskiego goleadora piłka to sport drużynowy i osiągniecia
indywidualne są niczym, jeżeli zespół pozostaje bez sukcesów.
Transfer do Chelsea, w moim mniemaniu to chichot losu. Przechodził za
gigantyczną kwotę 58,5 mln euro - pewnie do dzisiaj Roman nie może zrozumieć,
jak z pozoru pewna inwestycja, okazała się totalnym nie wypałem. Niech po raz
kolejny przemówi statystyka, tym razem bezwzględna dla El Nino- 20 bramek w 111
meczach ligowych. Z piłkarza Boga na Anfield, stał się najdroższym rezerwowym
ligi na Stamford Bridge. Jednak, jak na ironie to w Chelsea zdobył Puchar
Anglii, Ligę Mistrzów i Ligę Europy (Wszyscy pamiętamy, w jakich
okolicznościach drużyna di Matteo zdobyła Champions League w roku 2012) Pomimo
sukcesów drużynowych, uważam, że był to najgorszy okres w karierze złotego
chłopaka z Madrytu. W jego grze nie było widać dawnego polotu, finezji i
zaangażowania, każdy liczył kolejne minuty bez gola oraz niewykorzystane
sytuacje. Presja rosła wraz z gwizdami niezadowolonych kibiców. Już wtedy wydawało się, że jednym ratunkiem
jest powrót do domu. A przydarzył się strasznie dziwny i niezrozumiały transfer
do Milanu. Torres do mediolańskiej drużyny pasował tylko pod jednym względem –
braku formy i co gorsze braku pomysłu na jej odzyskanie ( w Milanie nadal się
nic nie zmieniło). Ten rok w Mediolanie (jeden gol !!!) był jeszcze gorszy niż
okres w Chelsea.
Powrócił dopiero w 2015 roku, z perspektywy czasu wydaję się, że o rok
za późno. W tamtym sezonie mógł być idealnym uzupełnieniem/ zastępstwem dla
Diego Costy.
Pomimo wszystko, Fernando Torres będzie zachwycał w swoim domu na
rzeką Manzanares. W Madrycie ma wszystko po swojej stronie, począwszy od
klimatu, poprzez władze klubu, na kibicach kończąc- którzy są wstanie wybaczyć
wiele jednemu z nich. Sam Fernando
Torres moim zdaniem zaliczył bardzo dobry powrót. W meczach Pucharu Króla
długimi fragmentami można było ujrzeć dawnego El Nino, urodzonego snajpera,
który z lekką nonszalancją zdobywa kolejne gole. Zawodnika, który wierzy w
swoje umiejętności. Trzy bramki przeciwko Realowi i Barcelonie są tego
najlepszym dowodem. Teraz wszystko w nogach piłkarza, który powrócił do siebie.
Należy trenować i zwrócić kredyt zaufania, jakim obdarzyła go czerwono-biała
część Madrytu. Mandzukić powinien mocno obawiać się o swoje miejsce, jak dla
mnie pod koniec tego sezonu, to już Torres będzie podstawowym napastnikiem.
Uważam, że Madryt podziała uzdrawiająco na karierę wybitnego piłkarza i
przywróci go w poczet najlepszych napastników, ponieważ to miejsce w czołówce
po prostu mu się należy. Potrzeba tylko cierpliwości i trochę czasu.
Pisał zagorzały Fan
Realu Madryt
Tak Fernando zamykał drzwi Królewskim po Copa del Rey.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz